środa, 28 stycznia 2015

Cudowna EmFarma


Z EMami (efektywnymi mikroorganizmami) spotkałam się już jakiś czas temu, w Niemczech. Od razu wzbudziły moje zainteresowanie, bo ich działanie wydało mi się absolutnie logiczne.
EMy to dobroczynne bakterie, które "zjadają" te złe i kolonizują środowisko, w którym się znalazły ... W ten sposób niekorzystna, chorobotwórcza flora bakteryjna zamienia się w dobrą. "Środowiskiem" zaś może być podłoga w naszym mieszkaniu, nasza lodówka lub nasze jelito. Proste, prawda?


EMy mają szerokie zastosowanie w rolnictwie (naturalne nawozy, dużo skuteczniejsze od sztucznych i całkowicie nieszkodliwe dla środowiska), w gospodarstwie domowym (naturalne środki czystości, niezagrażające naszemu zdrowiu ani środowisku, kiedy spuszczamy je do kanalizacji, a one wędrują np. do morza), a także jako naturalne probiotyki regulujące naszą florę bakteryjną (co ma kluczowe znaczenie dla całego naszego systemu immunologicznego). Uff. Tyle tytułem wstępu.

Preparat widoczny na zdjęciu to EmFarma, używana głównie do uzdatniania gleby ... Ma on jednak wiele innych niezwykłych zastosowań, o których chciałabym tu napisać.
Przy pomocy EmFarmy można się np. pozbyć pestycydów z warzyw i owoców, a także większości toksyn (łącznie z antybiotykami) z mięsa i ryb. Genialne, prawda? Wystarczy przed gotowaniem czy smażeniem wypłukać mięso/ryby/warzywa w UZDATNIONEJ wodzie z niewielkim dodatkiem tego specyfiku. Na 1-1,5 litra wody stosujemy ok. dwóch nakrętek EmFarmy i moczymy: mięso przez minimum 15 minut, a warzywa i owoce krócej - wystarczy nawet 5 minut.

Na pewno ktoś dociekliwy spyta - po co w takim razie kupować drogą ekologiczną żywność ...
Ano po to, że żywność ekologiczna to nie tylko brak chemii. To również, a w zasadzie przede wszystkim - ZNACZNIE WIĘCEJ antyoksydantów i wartości odżywczych. O wartości energetycznej nie wspominając. Dlatego też zdecydowanie warto inwestować w swoje zdrowie i kupować głównie produkty ekologiczne.
Ale jeśli mamy do nich ograniczony dostęp (a tak jest zwłaszcza w przypadku ekologicznego mięsa), warto "posiłkować się" EmFarmą!

Kolejne ciekawe zastosowanie EmFarmy to zwalczanie pleśni i grzyba w mieszkaniu.
Nikogo nie trzeba przekonywać, że grzyb czy pleśń mają naprawdę fatalny wpływ na nasze zdrowie. Tak jak pewnie wszyscy wiedzą o tym, jak bardzo toksyczne i szkodliwe są TRADYCYJNE środki grzybobójcze, nawet te bez chloru.

Proces zwalczania grzyba czy pleśni przy pomocy EmFarmy jest zapewne trochę bardziej czasochłonny (niż przy użyciu chemii), ale warto zainwestować trochę więcej czasu, oszczędzając przy tym zdrowie!

Opiszę tu własny "eksperyment", który wykonałam ubiegłej zimy. W moim mieszkaniu (po dociepleniu budynku) zaczęła powstawać pleśń. Byłam naprawdę zdruzgotana, ale oczywiście zaraz zaczęłam szukać rozwiązania. W pierwszej kolejności pomyślałam o EMach. Wydało mi się całkiem logiczne, że skoro EMy "zjadają" grzyby i pleśnie w jelicie, to to samo zrobią z pleśnią na ścianie.

Rozcieńczyłam EMy (w proporcji 1 łyżka stołowa na szklankę wody) i przy pomocy zwykłego spryskiwacza spryskałam miejsca, które zaatakowała pleśń. Zostawiłam EMy na ścianie prze około 1,5 godziny, a potem zmyłam wodą. Ten zabieg powtórzylam jeszcze 3 razy, co tydzień, przez następne 3 tygodnie.
I - o cudzie - pleśń w tych miejscach ZNIKNĘŁA na zawsze. Pojawiła się za to gdzie indziej ... (dlatego w lecie zrobilłam porządny remont, z kuciem tynków, etc).

Nikt mi nie podsunął informacji o zastosowaniu EMów w przypadku pleśni, sama wpadłam na ten pomysł. Intuicja mnie nie zawiodła, bo EMy rzeczywiście stosuje się (i to z powodzeniem, jak zresztą pokazał mój eksperyment) do zwalczania grzyba i pleśni. Tylko w innych proporcjach. Tego jednak dowiedziałam się już po fakcie, od samego producenta EmFarmy ...

Tak więc pryskamy EmFarmą NIEROZCIEŃCZONĄ, przy pomocy spryskiwacza, bezpośrednio na miejsca pokryte pleśnią. Pozostawiamy na ok. 15 min i zmywamy. Zabieg powtarzamy kilka razy. Mówi się o 2-3 razach (w kilkudniowych, np. tygodniowych odstępach), ale intuicja podpowiada mi, że ilość powtórzeń zależy od tego, jak głęboko wniknęła pleśń i jak długo pozostawała w danym miejscu. Pożyteczne mikroorganizmy potrzebują trochę czasu, żeby "przejąć terytorium" ;)

Dodatkowo, niejako wspomagająco, możemy stosować też tzw. "zamgławianie", czyli spryskiwanie powietrza w pomieszczeniu EmFarmą (tym razem rozcieńczoną, 1 łyżka stołowa na szklankę wody). Zamgławianie ma na celu wyparcie ze środowiska "złych" mikroorganizmów (m. in. zarodników pleśni latających w powietrzu) i zastąpienie ich tymi dobrymi. Pomaga też zwalczać roztocza (w końcu to też mikroorganizmy), jest więc bardzo zalecane w przypadku alergii.

Zachęcam do własnych eksperymentów i do dzielenia się swoimi doświadczeniami!




KRAJ POCHODZENIA – Czy sprawdzacie etykiety?


Warto zadać sobie trochę trudu i sprawdzać, z jakiego kraju pochodzą kupowane przez nas produkty. Bo taki np. ryż, nawet ten z "normalnego" sklepu może być: z Chin, z Indii albo z ... Włoch. 


Jy ZAWSZE to sprawdzam, nawet kupując ryż dla psa.
A co - pies gorszy? Ma jeść chiński oszukany ryż, składający się w sporej części z plastiku?
Skoro sama takiego ryżu nie jem, to dlaczego miałabymy dawać go psu? Zależy mi na tym, żeby również pies dożył późnej starości w jak najlepszym zdrowiu ...

Ale wrócmy do tematu. Na etykietach ZAWSZE podany jest kraj pochodzenia. Choć czasami jest to tylko kod, umieszczony przy numerze partii czy dacie przydatności do spożycia. Kod może mieć formę litery alfabetu (np. K - Kanada, T - Turcja, itd.), albo cyfry (np. 3 - Kanada, 9 - wspomniane Włochy, itd).

Ja osobiście np. nie kupuję NIC z Chin i ze wspomnianej już Kanady, czy USA.
Powód jest prosty - Kanada to kraj GMO płynący (tak jak USA), a Chińczycy tak strasznie oszukują, jeśli chodzi o żywność, że nie wierzę w NIC, co stamtąd pochodzi. Wspomniany "plastikowy" ryż to jedynie wierzchołek góry lodowej ...
Zachęcam i was do dociekliwości w czytaniu etykiet ;)


PS Dopiero po zrobieniu tego zdjęcia zauważyłam napis na torebce: "Produkt może zawierać gluten i seler". Ciekawostka ... 



poniedziałek, 26 stycznia 2015

W jakiej okolicy kupować dom lub mieszkanie


Wiele osób pyta mnie, jakimi kryteriami należy kierować się przy zakupie (lub wynajmie) domu czy mieszkania. Żeby się szczęściło – i w miłości, i w finansach, i zdrowotnie.
Zawsze w takich wypadkach odpowiadam: patrzcie na samochody stojące na parkingach w tej dzielnicy ;) To oczywiście żarcik, jednak jest w nim ziarno prawdy…


Bo wbrew pozorom zasady, którymi powinniśmy się kierować kupując dom lub mieszkanie są bardzo proste. Komu z nas podoba się ulica BEZ DRZEW? Gdzie domy mają odrapane z tynku fasady, na chodniku walają się śmieci, jedyny sklep (na rogu) to monopolowy, przed którym do późnych godzin wieczornych rezyduje grupka lokalnych pijaczków? To jasne, że w takiej okolicy NIKOMU nie powodzi się dobrze... A jest to najczęściej spowodowane niskim poziomem energii ziemskiej (przyczyny tego mogą być bardzo różne – od uskoku geologicznego do dawnego cmentarzyska z okresu paleolitu, które kryje się pod ziemią …) i lepiej takie miejsce omijać szerokim łukiem. Nawet jeśli cena nieruchomości jest korzystna.

Zawsze zresztą powtarzam, że lepiej kupić kilkanaście metrów kwadratowych mniej w DOBREJ DZIELNICY, niż więcej w kiepskiej!

Po czym w takim razie poznać miejsca o tzw. dobrej energii ziemskiej? Przede wszystkim po zdrowej, bujnej roślinności. Tam,  gdzie rosną zdrowe, DUŻE drzewa (bez jemioły czy narośli – taka narośl na drzewie to rak!), mieszkają ludzie, którym się dobrze powodzi, ulice są szerokie, a budynki zadbane – tam na pewno warto rozejrzeć się dokładniej …

Klasyczne teksty Feng Shui mówią, że bezpośrednie sąsiedztwo cmentarza (energia śmierci i żałoby), szpitala (energia choroby, a właściwie brak energii …), kościoła (w którym nierzadko spoczywają trumny ze zwłokami i odprawiane są nabożeństwa żałobne), a także posterunku policji (agresja, ciemne sprawki!) nie jest korzystne i należy go unikać.

W dzisiejszych czasach do tych klasycznych zagrożeń dołączyło kilka nowych. Jest to np. bezpośrednie sąsiedztwo MASZTÓW TELEFONII KOMÓRKOWEJ, które wytwarzają olbrzymie pola elektromagnetyczne i są zdecydowanie niekorzystne dla zdrowia. Również elektrownie wiatrowe (popularne wiatraki), wszelkiego rodzaju nadajniki, radiostacje, czy też zwykłe anteny satelitarne są bardzo szkodliwe i należy bezwzględnie ich unikać!

Nie wspominając o kupowaniu domu czy działki pod dom w sąsiedztwie zakładów przemysłowych, które zatruwają środowisko (w tym wody gruntowe!) i produkują toksyczne odpady. Do takich zakładów przemysłowych zaliczam również np. zakłady drobiarskie, hodowle zwierząt na skalę przemysłową i każdą inną przemysłową produkcję rolną (ze względu na wysokie stężenie chemii w glebie, wodach gruntowych i powietrzu).

Uff, trochę tego dużo. Ale naprawdę warto to wiedzieć podejmując tę jakże ważną decyzję.

Muszę jeszcze  podkreślić z całą mocą, że mieszkania z drugiej ręki, w dzielnicach, które istnieją już przynajmniej kilkadziesiąt lat są (na ogół) LEPSZE, niż te na nowo wybudowanych osiedlach w tzw. „pampie”. Gdzie nie ma drzew, zieleń została zaprojektowana w sposób sztuczny, a ziemia - na dużej powierzchni rozkopana. W takich miejscach minie ładnych kilkanaście lat, zanim energia znowu wróci do równowagi. 

W przypadku budynków położonych na skarpie lub wzniesieniu ZAWSZE przed zakupem trzeba skorzystać z porady doświadczonego radiestety, gdyż istnieje duże prawdopodobieństwo występowania tam uskoku geologicznego, który wiąże się z wyjątkowo szkodliwym dla zdrowia promieniowaniem geopatycznym … Promieniowanie to powoduje szereg poważnych chorób, w tym raka.

Kształt działki, budynku lub lokalu ma również znaczenie. Najlepsze są kształty regularne, takie jak prostokąt czy kwadrat – trójkąta zdecydowanie radzę unikać, gdyż jest on praktycznie nie do zrównoważenia na poziomie energetycznym …


Na koniec kilka praktycznych rad dla tych, którzy chcą kupić nieruchomość w Trójmieście. Podkreślam, że jest to jedynie moje osobiste zdanie jako konsultantki feng shui i radiestetki. Poparte własnym doświadczeniem, obserwacjami i pomiarami.

Wg mnie Gdynia jest LEPSZA od Gdańska. Pasa nadmorskiego (od SKM-ki do morza) lepiej unikać, zwłaszcza w Sopocie.  Zdecydowanie korzystniejsze są tereny pod lasem (np. Górny Sopot, Brodwino!).

Jednym z najgorszych miejsc w Trójmieście jest moim zdaniem Jelitkowski Dwór. Z jednej strony leży on w pasie nadmorskim (żyła na żyle!), z drugiej  -  w bezpośrednim sąsiedztwie ogromnego szpitala na Zaspie … Dlatego też energia tego miejsca jest wyjątkowo niska.

W Gdańsku bardzo fajna jest Morena (i większość nowych osiedli tam powstających) oraz Jasień.
Natomiast czas świetności starej Oliwy zdecydowanie minął. I to już zaraz po wojnie (moim zdaniem bezpowrotnie).


Wszystkim planującym zakup mieszkania lub domu życzę owocnych poszukiwań!

niedziela, 25 stycznia 2015

Jabłka a pestycydy

Czy wiecie, że jabłka to owoce, w których gromadzi się NAJWIĘCEJ pestycydów? Dlatego naprawdę warto kupować tylko i wyłącznie jabłka EKOLOGICZNE ... zwłaszcza jeśli karmimy nimi nasze dzieci.


To samo dotyczy soku jabłkowego. Choć jest on sporo droższy od soku ze "zwykłych" jabłek. Ale powiedzmy sobie szczerze - te wszystkie napoje gazowane, KUBUSIE (prosto z Chin!) i inne wynalazki, w których jest sama chemia, też nie są TANIE!

Dlatego wg mnie rachunek jest prosty: dla dzieci do picia TYLKO WODA (najlepiej z kranu), kompoty i DOBRY sok. Z EKOLOGICZNYCH owoców.

To samo dotyczy słoików dla dzieci - po co kupować deserki z tartych owoców Gerbera czy innych firm, jak za te same pieniądze można kupić prawie kilo ekologicznych jabłek, w 2 minuty zetrzeć na tarce (nawet bez dodatku cukru) i podać ŚWIEŻE maluchowi?? Wzorem naszych mam i babć ...

Ekologiczne Rubiny ... Piękne, prawda?

GO VEGAN, BUT WITHOUT SOYA ...

Czyli ZOSTAŃ WEGANINEM, ALE NIE JEDZ SOI.

Dieta wegańska staje się coraz bardziej popularna ... I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie SOJA i produkty sojowe. 


Trzeba to powiedzieć jasno - CAŁA SOJA NA TYM ŚWIECIE JEST JUŻ GMO. W Niemczech jest to prawda znana (w kręgach "eko") już od ładnych kilku lat. W Polsce w naiwności swojej nadal wierzymy w napisy na etykiecie GMO-Free ...

Ponieważ zbliża się wiosna i sama chcę zrobić kilkutygodniowy roślinny detoks, zainteresowałam się tematem strączkowych. Nawet kilka razy "popełniłam" pasztet z fasoli, tak na próbę ...
Tak, właśnie z FASOLI, a nie z soi! I wyszedł świetnie (wg przepisu Elizy Mórawskiej na White Plate, z cebulą i jabłkiem, choć zamiast jajek dodałam siemienia lnianego dla "kleju" ...).

Choć samo zdobycie FASOLI, naszej POLSKIEJ, nie było łatwe. Z soczewicą (a także ciecierzycą) sprawa jest jeszcze trudniejsza. Na opakowaniach prawie zawsze widnieje KRAJ POCHODZENIA: KANADA. Co nie wróży dobrze. Dlaczego? Bo Kanada to kraj GMO płynący ...

Naprawdę nie jestem fanatyczką. Po prostu żyję i odżywiam się ŚWIADOMIE. Dlatego polecam wszystkich weganom, i tym "tymczasowym" (takim jak ja - na detoskie), i tym całorocznym naszą poczciwą (koniecznie POLSKĄ!) FASOLĘ zamiast soi ...

Jego wysokość CZOSNEK

Ekologiczny czosnek z gospodarstwa Pana Marka Szutenberga w woj. pomorskim

Do czosnku mam wyjątkowy sentyment. Przed kilkunastu laty uratował mi życie ... 


A było tak: mieszkałam wówczas w Hamburgu, miałam bardzo stresującą pracę, tkwiłam w toksycznym związku, w którym wszystko było na mojej głowie (również wychowanie dwójki dzieci, mojego męża prawie nigdy nie było w domu) i byłam świeżo po operacji wyrostka. W dodatku blizna po operacji bardzo długo nie chciała się goić. Czułam się naprawdę fatalnie, właściwie to nie chciało mi się żyć.

I właśnie wtedy poznałam Gunthera. Stał się on wkrótce nie tylko moim najważniejszym nauczycielem radiestezji oraz przewodnikiem w temacie zdrowego życia, ale także serdecznym przyjacielem. Najpierw kazał mi jeść CZOSNEK. Jeden DUŻY ząbek (pokrojony w małą kostkę), na czczo, codziennie. Przez przynajmniej PÓŁ ROKU. Nie przestałam w tym czasie chodzić do pracy, bynajmniej. Sekret jedzenia czosnku na czczo polega na tym, że go NIE GRYZIEMY, tylko POŁYKAMY, popijając przy tym letnią wodą. Wtedy przykry zapach jest niewyczuwalny!*

Ponieważ od dłuższego czasu byłam słaba jak kot, lekarze nie wiedzieli co mi jest, a najrozmaitsze terapie (głównie farmakologiczne) nie skutkowały, postanowiłam zaryzykować. Zaczęłam jeść ten nieszczęsny czosnek. 
I - o dziwo - z pracy mnie nie wylali, a ja z tygodnia na tydzień czułam się lepiej. Miałam zdecydowanie więcej energii, poprawiła mi się cera, no i schudłam kilka kilogramów. Praktycznie nie zmieniając diety (choć tu UWAGA! - zawsze odżywiałam się zdrowo, chodzi mi o ILOŚĆ jedzenia w ciągu dnia) i nie uprawiając żadnego sportu. 

Po niecałych trzech miesiącach miałam już na tyle siły, że podjęłam kolejne kroki - zrobiłam czyszczenie jelita grubego (metodą Dr Huldy Clarck, 4 tygodnie wlewów), a bezpośrednio po nim pierwsze czyszczenie wątroby (również metodą Dr Huldy Clarck). No i dalej jadłam czosnek. Codziennie rano na czczo, jeden duży ząbek. Weszło mi to w nawyk.

Po około roku przestałam. Nie było mi to już potrzebne - byłam nowym czlowiekiem. Zdrowym, pełnym energii, szczęśliwym, szczuplejszym o około 10 kilogramów, z cerą bez jednego pryszcza. Zaczęłam też nowe życie - zmieniłam pracę i zakończyłam wieloletni toksyczny związek ... Bo miałam na to SIŁĘ.

Dodatkowym efektem "poczosnkowym" był również spektakularny wzrost odporności - przez dobre dwa lata po zakończeniu kuracji nie zapadłam na ANI JEDNĄ infekcję!

Jedzenie czosnku spowodowało całkowitą odbudowę dobrej flory bakteryjnej w jelicie. To wzmocniło ogólną odporność organizmu i podniesienie poziomu energii. Co pociągnęło za sobą kolejne dobroczynne zmiany. Zarówno na poziomie fizycznym, jak i psychicznym. Taki efekt domina ...

Gunther dobrze wiedział, co mi poradzić, gdy byłam w przysłowiowej czarnej dziurze.
Jedzenie ząbka czosnku dziennie nie jest niczym skomplikowanym czy obciążającym. KAŻDY może to zrobić**. Jest to niesłychanie skuteczna metoda MAŁYCH KROKÓW ze SPEKTAKULARNYM efektem końcowym. Polecam.


* Niewyczuwalny, albo PRAWIE niewyczuwalny (np. przez pierwsze dwa tygodnie ...) - to zależy od "stanu" jelita. Jeśli przez pierwsze kilka dni zapach czosnku jest wyczuwalny - oznacza to, że nasze jelito jest w nienajlepszym stanie. Naprawdę warto wykazać się pewną cierpliwością i przebrnąć przez ten pierwszy etap, potem będzie tylko lepiej!

** KAŻDY z wyjątkiem osób, które absolutnie nie mogą jeść czosnku (np. osób z poważnymi schorzeniami wątroby) ...

czwartek, 15 stycznia 2015

FENG SHUI – jak stworzyć harmonijne wnętrze

Moje mieszkanie w Gdyni i ... mój pies!

Na szczęście czasy, kiedy doradca feng shui zalecał pomalowanie jednej ściany pokoju na różowo, a drugiej (często sąsiadującej) na zielono – minęły bezpowrotnie! Choć ja osobiście dobrze je pamiętam. Zaczynałam wówczas swoją przygodę z feng shui …


Było to jednak dobre kilkanaście lat temu, feng shui było w Polsce nowością, nie było ani jednej porządnej szkoły, a na rynku panował całkowity chaos. Istniało też głębokie i nie poparte żadnym osobistym doświadczeniem przekonanie, że powinniśmy przenieść nauki wschodnich mistrzów na nasz słowiański grunt jeden do jednego, czyli stosować „wschodnie” remedia, np. wachlarze, flety czy doprowadzające sąsiadów do szału dzwonki wietrzne (!).  

Tymczasem feng shui to nic innego, jak nauka o ruchu energii w danym miejscu, jego wpływie na to miejsce i na ludzi, którzy w nim przebywają.
Jeśli zrozumiemy, jak porusza się energia, żadne flety czy wachlarze nie będą nam potrzebne. Będziemy w stanie znaleźć własne remedia, pasujące do wnętrza, a przede wszystkim takie, które będą się nam podobać!

Jak już pisałam w którymś z poprzednich artykułów, nasza podświadomość rejestruje ok. 500 impulsów/ wrażeń na sekundę. Czyli w niefajnym otoczeniu jesteśmy bombardowani przez 500 niefajnych wrażeń. Na sekundę. A w przyjaznym, „miłym dla oka” – jest dokładnie odwrotnie. I to ma na nas (choć byśmy tego nie chcieli) OGROMNY WPŁYW!

Dlatego naprawdę warto zadbać o swoje otoczenie. Wspierani dobrymi wrażeniami, będziemy radośniejsi, zdrowsi, będziemy podejmować dobre decyzje, które zaowocują szczęśliwym życiem, powodzeniem materialnym i dobrymi związkami z ludźmi. 

Ale ad rem. Najlepsza jest neutralna baza (koniecznie jasna!), różnorodność materiałów (najlepiej naturalnych) i kształtów. Wszystkie 5 elementów (ziemia, metal, woda, drewno i ogień) W RÓWNOWADZE. Równowaga Yin i Yang. No i oczywiście PORZĄDEK (!), który gwarantuje prawidłowy, swobodny przepływ CHI, czyli życiodajnej energii.

Co to oznacza? Jasne pastelowe ściany (niekoniecznie białe), drewniane lub ceramiczne/ kamienne podłogi, drewniane meble, ceramiczne i szklane dodatki (szklane lampy lub kryształowe żyrandole). Metalowe ramy obrazów czy luster, metalowe misy, rzeźby z brązu czy mosiądzu. Mała fontanna pokojowa (koniecznie ustawiona w odpowiednim miejscu!) lub też element wody reprezentowany poprzez dodatki w kolorze niebieskim czy błękitnym. Lub po prostu obraz przedstawiający wodę …Wreszcie  element ognia w postaci jasnego oświetlenia, świec czy dodatków w kolorze czerwonym, purpurowym lub fioletowym. No i oczywiście rośliny doniczkowe.

Najgorsze są wnętrza, w których dominuje JEDEN element (np. metal). Szare ściany, metalowe regały, chromowane kinkiety, błyszczące białe fronty mebli, metalowe żaluzje w oknach zamiast zasłon … Żadnych roślin doniczkowych. Osoba zamieszkująca taki pokój na pewno szybko odczuje dyskomfort. Dyskomfort będzie naprawdę dotkliwy, jeśli dodatkowo elementem urodzeniowym tej osoby (wg pięciu filarów przeznaczenia) jest drewno … Bo – jak wiadomo – metal „tnie” drewno. Właściciel takiego pokoju będzie czuł się właśnie tak, jak ścięte drzewo. Martwy.

Bardzo częstym błędem są też ZBYT CIEMNE wnętrza. Ciemne kolory, a także brak odpowiedniej ilości oświetlenia. Czyli nadmiar Yin.

W naszym klimacie, przy chronicznym niedoborze światła słonecznego, ciemne kolory powodują lub pogłębiają depresję! Powinniśmy brać przykład ze Skandynawów – ich wnętrza są JASNE! Tymczasem my mamy tendencję do ciemnych, brązowo-beżowych wnętrz z ciężkimi, dębowymi meblami, wzorzystymi „kościelnymi” dywanami, kotarami w kolorze bordo, itd.

Nawet najbardziej elegancka grafitowa sypialnia poskutkuje (najpóźniej po roku) wygaśnięciem życia seksualnego … Właśnie z powodu BRAKU w niej Yang.

Pamiętajmy jednak o tym, że MOCNE, ENERGETYZUJĄCE KOLORY stosujemy tylko PUNKTOWO! Jedna intensywnie pomarańczowa ściana pokoju jest ok, natomiast cały pokój pomalowany na pomarańczowo na pewno nie wprowadzi nas w stan pożądanej harmonii, tylko w irytację.  Tak samo niekorzystnie zadziałają duże geometryczne wzory w mocno kontrastowych kolorach …

Czyli jak widać – najlepszy jest UMIAR ;)

Idealne Feng Shui jest jak dobry makijaż – podkreśla piękno wnętrza, ale nie rzuca się w oczy. 

środa, 7 stycznia 2015

2015 - Rok Drewnianej Kozy


Tym razem trochę Feng Shui. Zbliża się nowy rok (ten chiński), a wraz z nim swoją pozycję zmieniają tzw. Wędrujące Gwiazdy, czyli zmienia się energia w mieszkaniu lub domu. Co za tym idzie – niektóre obszary trzeba będzie odpowiednio zremediować, żeby uchronić się od negatywnych wpływów …


Rok 2015 będzie rokiem drewnianej Kozy i zapowiada się trochę mniej burzliwie, niż rok 2014. Co jednak nie znaczy, że będzie całkiem spokojny. I w tym roku panuje bowiem konflikt elementów (Drewno/Ziemia). Jest on jednak mniej spektakularny (Drewno tego roku jest słabym Drewnem Yin, podobnym do trzciny, która swoimi korzeniami nie jest w stanie tak bardzo zaszkodzić Ziemi jak Drewno Yang, porównywane do potężnego dębu).

Rok Kozy zacznie się 19-go lutego, choć remedia mające zneutralizować negatywny wpływ niektórych z wędrujących gwiazd należy zastosować do 3-go lutego. 4 lutego bowiem wg kalendarza chińskiego to początek wiosny, nowego cyklu w przyrodzie i właśnie ta data jest tradycyjnie uważana za ważniejszą.

W Feng Shui Wędrującej Gwiazdy tradycyjnie zwracamy uwagę na kilka czynników: pozycję Wielkiego Księcia Jowisza (to kierunek, w którym znajduje się w danym roku planeta Jowisz), tzw. „3 Śmierci” oraz pozycje czterech negatywnych gwiazd: Żółtej Gwiazdy „5” (to taka Ciotka Samo Zło – jest odpowiedzialna za najróżniejsze wypadki, w tym śmiertelne! I w sektorze mieszkania lub domu, w którym jest zlokalizowana – należy bezwzględnie zastosować remedia!), Gwiazdy „2” – tzw. Gwiazdy Choroby, Gwiazdy „3” – czyli Kłótni oraz Gwiazdy „7”, która jest nazywana Gwiazdą Rozboju.

Zacznijmy od Wielkiego Księcia – w roku 2015 znajduje się on na Południowym Zachodzie, nie należy więc w tym rejonie mieszkania czy domu podejmować ŻADNYCH prac remontowych, a także nie należy siedzieć twarzą w kierunku południowo-zachodnim, nawet gdy jest to nasz najlepszy osobisty kierunek … Można natomiast mieć Wielkiego Księcia za plecami.  
Rejon „3 Śmierci” wypada w 2015 na Zachodzie i tu także nie należy przeprowadzać żadnych prac remontowych, za to można siedzieć (np. przy biurku w pracy) twarzą w kierunku zachodnim, nie można zaś mieć go za plecami.

Na zachodzie panuje również w tym roku najbardziej nieprzyjazna z Gwiazd, czyli Żółta „5”, odpowiedzialna za wszelkiego rodzaju wypadki, a także utratę pieniędzy. Dlatego też radziłabym się przenieść na rok z biurkiem czy sypialnią (a zwłaszcza łóżeczkiem małego dziecka!), o ile jest to oczywiście możliwe. Jeśli nie, powinniśmy w tym rejonie użyć metalowego remedium. Może to być metalowa ozdobna kula (jedna!), metalowy wazon czy okrągła metalowa misa. Także metalowa figurka … Przedmiot ten nie musi być koniecznie wykonany z metalu, musi jednak robić wrażenie „metalowego”, może to być więc ceramika pokryta metalicznym (srebrnym, złotym lub miedzianym) szkliwem. Ważne jest też, żeby nie był zbyt mały, MUSI rzucać się w oczy! (taki jest sens wszelkich remediów).  

W różnych poradnikach Feng Shui możecie przeczytać o zastosowaniu w rejonie objętym przez nieprzyjazną Gwiazdę „5” metalowego dzwonka wietrznego. Ja osobiście wolę remedia z naszego, zachodnioeuropejskiego kręgu kulturowego – zdecydowanie lepiej działają na naszą podświadomość.

Kolejnym rejonem domu, któremu należy poświęcić uwagę, jest Południowy Wschód. Tam rezyduje w tym roku Gwiazda Choroby „2”. I tak, jak Gwiazda „5” na zachodzie jest relatywnie słaba (jej elementem jest Ziemia, więc Metal zachodu w naturalny sposób osłabia jej działanie), tak „2” (element Ziemi) na południowym wschodzie wchodzi zdecydowanie w konflikt z drewnem rządzącym tym obszarem. Poza tym jest to obszar Bogactwa … Jako remedium polecałabym więc 6 monet (mogą to być zwykłe polskie monety, najlepiej złotówki, bo liczba 1 również reprezentuje element metalu) w metalowej, lub przynajmniej białej, okrągłej miseczce.
* Buddyści mogą użyć tu wizerunku Buddy Medycyny ;)

Gwiazda „3”, czyli Gwiazda Kłótni wypada w tym roku w centrum. Centrum mieszkania lub domu „dotyczy” wszystkich jego mieszkańców, więc żeby uniknąć konfliktów (nie tylko wewnątrz rodziny, również np. sporów prawnych), należy zastosować w tym rejonie remedium ognia, czyli np. kolor czerwony. Może to być nawet niewielki czerwony element, jak zwykła kartka czerwonego papieru albo obrazek w czerwonej tonacji powieszony na ścianie (oczywiście na takim "czerwonym" obrazku nie powinno być żadnych negatywnych symboli, takich jak np. KREW! - to na pewno nie złagodzi tendencji do kłótni!). Może to być też niewielkie zdjęcie ognia (płomienia) lub czerwona świeca, jednak stosując świecę jako remedium należy pamiętać, że musi być ona regularnie (najlepiej raz dziennie) palona!

Z takimi remediami jak świece jest zazwyczaj sporo roboty, dlatego, jeśli cierpimy na chroniczny brak czasu, lepiej poprzestać na kartce lub obrazku … 
  
Ostatnia z gwiazd wywierających negatywny wpływ to Gwiazda Rozboju „7”. W tym roku znajduje się na Południu. Tu również następuje konflikt elementów – elementem Gwiazdy „7” jest metal, a południe to element Ognia. A jak wiemy – Ogień topi Metal. I choć negatywny wpływ Gwiazdy "7" ulega osłabieniu, to dzieje się to w bardzo nieharmonijny i agresywny sposób (co może mieć odzwierciedlenie także w realnym życiu ...).   
Ja osobiście zastosowałabym tu dwa elementy mające na celu przywrócenie harmonii – wodę i drewno, czyli np. szklany wazon ze świeżymi, ciętymi kwiatami (w wodzie). Oczywiście takie kwiaty trzeba zmieniać przez cały rok … aż do 3-go lutego 2016. Kwiaty ZAWSZE muszą być świeże!
* Buddyści mogą powiesić na południu tradycyjnego buddyjskiego „Strażnika”.

Jeśli chodzi o chiński Zodiak, to rok Kozy jest wyjątkowo pomyślny dla osób urodzonych w latach Konia, Świni i Królika. Natomiast Bawoły powinny zachować szczególną ostrożność – będzie to dla nich dość trudny rok, pełen wyzwań i zmian. Warto podróżować, nawet zmienić na jakiś czas miejsce zamieszkania, jednak przez cały rok trzeba uważać na zdrowie i nie jeździć zbyt szybko ;)  

Dla Kozy jest to również rok wyzwań (tzw. „Year of Challenge”), czyli rok naprawdę dużych zmian! Nie warto się im opierać, tylko wziąć sprawy w swoje ręce i sprawić, żeby były to zmiany NA LEPSZE! 


wtorek, 6 stycznia 2015

Rosół z nieszczęśliwej kury

Często używamy terminu "jajka od szczęśliwej kury" i mamy na myśli głównie fakt, że szczęśliwe kury biegają wolno po podwórku, cieszą się światłem słonecznym, mogą sobie pozwolić na luksus znoszenia JEDNEGO jajka dziennie, w związku z czym ich organizm nie jest wyeksploatowany do granic możliwości ...


Ale nie tylko o to chodzi. Szczęśliwe kury są szczęśliwe, bo MAJĄ KOGUTA! W związku z tym jajka od nich zawierają wszystkie dobroczynne substancje, które mają służyć zawiązaniu nowego życia.

Natomiast jeśli chodzi o jajka od kur z chowu przemysłowego, to w nich wlaśnie, w tych jajkach, kumulują się głównie TOKSYNY pochodzące z paszy (GMO!), a także stresu związanego z tym strasznym życiem. Ponadto te toksyny kumulują się w piórach i kościach - tak więc rosół ugotowany na takich kościach (sławetne porcje rosołowe, czy też korpusy - do kupienia w każdym szanującym się dyskoncie) to po prostu CZYSTA TRUCIZNA! Wiedzieliście o tym?


Jajka szczęśliwej zielononóżki kuropatwianej




niedziela, 4 stycznia 2015

PALEO - czy na pewno dobra dieta na DZIŚ?

Byłam "wyjechana". Stąd brak nowych postów, wybaczcie ...
Tam, gdzie byłam, królowała DIETA PALEO. Trochę mniej na stole, za to w rozmowach. Zaznaczam, że nie czytałam ani jednej książki czy opracowania na temat tej diety. Znam więc tylko z opowiadań jej podstawowe założenia.


No i mi się po prostu nie zgadza! Że ta dieta może być korzystna dla KOGOKOLWIEK w dzisiejszych czasach ... A szczególnie dla mieszkańców dużych miast. Z tej prostej przyczyny, że jej absolutną podstawą jest MIĘSO, które w dzisiejszych czasach jest po prostu PRODUKOWANE PRZEMYSŁOWO (i głównie do takiego mięsa mają dostęp ludzie w miastach), zwierzęta są za życia trzymane w nieludzkich warunkach (szczególnie cielęta - poczytajcie na ten temat, obejrzyjcie zdjęcia - nie chowajcie głowy w piasek!), faszerowane antybiotykami, hormonami, a także karmione paszą składającą się głównie z kukurydzy i pszenicy (GMO!!!), transportowane do rzeźni i ubijane w sposób absolutnie NIEHUMANITARNY, co przekłada się na potworną ilość toksyn, która się w ich mięsie kumuluje. Przed śmiercią. A po śmierci nie wyparowuje z tego mięsa w cudowny sposób, tylko NADAL TAM JEST. Jak, no pytam się JAK coś takiego może być ZDROWE?

Faszerowanie się taką ilością toksyn MUSI się niekorzystnie odbić na zdrowiu! I to raczej prędzej, niż później ...

Pamiętajmy o tym, że nasi przdodkowie w okresie paleolitu cieszyli się nieskażoną przyrodą, kryształowym powietrzem, czystą wodą w rzekach, jeziorach, morzach i oceanach. Zwierzęta biegały wolno po lasach, jadły zdrowy, dziko rosnący pokarm (brak jakiegokolwiek skażenia środowiska), więc ich mięso było ZDROWE!
Mam wrażenie, że zarówno twórca WSPÓŁCZESNEJ diety PALEO, a także jej zwolennicy o tym (na swoją własną zgubę) zupełnie zapomnieli ...

Drugą kwestią jest ILOŚĆ. Jak wiemy, w czasach naszych paleolitycznych przodków zdobywanie pożywienia nie było rzeczą łatwą. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie jedli mięsa CODZIENNIE. A my? Dla nas pojście, nawet późną nocą, np. do TESCO nie jest żadnym wyczynem. Dlatego też generalnie jemy DUŻO WIĘCEJ. I, tak jak człowiek paleolitu musiał trawić mięso tylko raz na jakiś czas i nie obciążał przez to swojego systemu trawiennego, tak dla nas jedzenie i trawienie dużych ilości mięsa codziennie MOŻE STANOWIĆ PROBLEM. 

Jeśli jednak ktoś nadal chciałby spróbować diety paleo i przeżyć na niej do późnej starości - to powinien odżywiać się wyłącznie EKOLOGICZNYM MIĘSEM. Co będzie dość trudne - ze względu na ograniczoną dostępność i naprawdę wysoką cenę ...

No chyba że jest się CELEBRYTĄ - wtedy cena nie gra roli ;) 

ps. Ponieważ dostałam już pierwszy feedback na fb - chciałabym dodać, że absolutnie nie jestem przeciwniczką TŁUSZCZU w diecie! Wręcz przeciwnie - uważam tłuszcz (nie każdy oczywiście!) za wartościowy i niezbędny. Chciałam tym postem zwrócić uwagę na naprawdę ZŁĄ JAKOŚĆ mięsa, które normalnie kupujemy w sklepach. I że przez tę właśnie kiepską jakość możemy bardziej sobie zaszkodzić dietą paleo, niż odnieść z niej korzyści ...